1. Żyć dla chwały Bożej (21 listopada 1954 r.)

Medytacja wygłoszona podczas dnia skupienia w Rzymskim Kolegium Świętego Krzyża.

Emitte lucem tuam et veritatem tuam1; ześlij światłość swoją i wierność swoją.

Dzieci moje, naśladowanie Chrystusa — venite post me et faciam vos fieri piscatores hominum2 — oto na czym polega nasze powołanie. Chodzi o to, by iść tak blisko Niego, żebyśmy utożsamiali się Nim, jak pierwszych Dwunastu. Być tak blisko Niego, abyśmy żyli Jego Życiem, aż do dnia, w którym nie będzie nas już nic od Niego oddzielało i będziemy mogli powiedzieć: „teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”3.

Jak wielką radością jest poczucie, że mieszka się w Bogu! A jednocześnie umieć dostrzegać całą małość, całą nędzę, całą słabość naszej biednej ziemskiej natury, z jej słabościami i wadami! To dlatego, gdy Chrystus mówi do nas w przypowieściach, tak jak do pierwszych Apostołów, często Go nie rozumiemy i musimy prosić: edissere nobis parabolam!4; Panie, wyjaśnij nam tę przypowieść.

Kiedy się modlisz, mój synu — nie mówię teraz o ciągłej modlitwie, która obejmuje cały dzień, ale do tych chwil, które poświęcamy wyłącznie na kontakt z Bogiem, będąc całkowicie oderwanym od wszystkiego, co zewnętrzne — kiedy rozpoczynasz medytację, często — w zależności od rozmaitych okoliczności — wyobrażasz sobie scenę albo tajemnicę, którą pragniesz kontemplować. Następnie starasz się ją zrozumieć i szukasz dialogu przepełnionego uczuciem miłości i skruchy, dziękczynienia i pragnienia bycia lepszym. W ten sposób dojdziesz do modlitwy ciszy, w której to Pan mówi, a ty musisz słuchać tego, co On mówi. Wyraźnie widać wtedy, jak wewnętrzne poruszenia i napomnienia napełniają duszę zapałem!

Nasza modlitwa jest łatwiejsza, gdy materializujemy to, co jest choćby najbardziej duchowe, gdy korzystamy z przypowieści — to Boża szkoła. Doktryna przenika nasz umysł i serce poprzez zmysły. Teraz nie będziesz już zaskoczony, dlaczego tak bardzo lubię mówić wam o łodziach i morzach.

Dzieci, wraz z Chrystusem weszliśmy do łodzi Piotra, do tej łodzi Kościoła, która jest krucha i chwiejna, ale której żadna burza nie przewróci. W łodzi Piotra i ty, i ja musimy myśleć spokojnie, powoli: Panie, dlaczego wszedłem do tej łodzi?

To pytanie powinno mieć dla ciebie szczególne znaczenie od momentu, gdy wsiadłeś do łodzi, którą jest Opus Dei. Wsiadłeś do niej, ponieważ miałeś na to ochotę, co wydaje mi się najbardziej nadprzyrodzonym z powodów. Kocham Cię, Panie, ponieważ mam ochotę Ciebie kochać. To biedne serce mogło zostać oddane jakiemuś stworzeniu…, ale nie! Składam je całe, młode, żywe, szlachetne, czyste u Twoich stóp, ponieważ mam na to ochotę!

Razem z sercem oddałeś Jezusowi także twoją wolność, a twoje osobiste aspiracje stały się już drugorzędne. Wewnątrz łodzi możesz czuć się wolny, wolnością dzieci Bożych5, które znając Prawdę6 wypełniają Wolę Bożą7. Ale nie zapominaj, że powinieneś być zawsze wewnątrz łodzi, dlatego, że miałeś na to ochotę. Powtórzę coś, co już mówiłem wam wczoraj lub przedwczoraj: jeśli wyskoczysz z łodzi*, pochłoną cię morskie fale, będziesz zgubiony, utoniesz w odmętach oceanu. Przestaniesz być z Chrystusem, utracisz przyjaźń, którą dobrowolnie od Niego przyjąłeś.

Pomyśl, mój synu, jak miłe jest Bogu, naszemu Panu, kadzidło, które spala się na Jego cześć. Pomyśl jak niewiele warte są ziemskie sprawy, które ledwo co się zaczną, a już niszczeją. Pomyśl, że wszyscy ludzie jesteśmy niczym: Pulvis es, et in pulverem reverteris8; zamienimy się w kurz, który pokrywa drogę. Ale jest w tym coś niesamowitego. To fakt, że mimo tego wszystkiego, nie żyjemy dla tego co ziemskie, ani dla naszej chluby, lecz dla Boga, dla Bożej Chwały. To jest właśnie to, co nas porusza!

Dlatego, jeśli twoja pycha szepcze ci: tutaj przejdziesz niezauważony, ze swoimi niezwykłymi talentami…, tutaj nie przyniesiesz wszystkich owoców, jakie mógłbyś przynieść…, zmarnujesz się męcząc się bezużytecznie… Ty, który wsiadłeś do łodzi Dzieła, ponieważ miałeś na to ochotę, ponieważ Bóg wezwał cię bardzo bezpośrednio — „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał”9 — powinieneś odpowiedzieć na tę łaskę spalając się cały i sprawiając, że nasze dobrowolne poświęcenie, nasze oddanie zamieni się w dar: w ofiarę całopalną!

Mój synu, przekonałeś się już dzięki tej opowieści, że jeśli chcesz mieć życie, życie wieczne i wieczną nagrodę; jeśli chcesz mieć wieczne szczęście, nie możesz wysiąść z łodzi i w wielu przypadkach będziesz musiał zrezygnować ze swojego osobistego celu. Nie mam innego celu niż cel zbiorowy: posłuszeństwo.

Jak pięknie jest być posłusznym! Ale kontynuujmy opowieść. Jesteśmy w tej starej łodzi, która pływa od dwudziestu wieków i nie zatonęła. W łodzi poświęcenia, poświęcenia się służbie Bogu. I w tej łodzi, biedny i pokorny, przypomniałeś sobie, że masz samolot, który potrafisz doskonale pilotować i pomyślałeś: jak daleko mogę odlecieć! Cóż, idź, idź na lotniskowiec, twój samolot nie jest tu potrzebny! Postaw sprawę jasno: nasza wytrwałość jest owocem naszej wolności, naszego poświęcenia, naszej miłości i wymaga całkowitego oddania. Nie możemy robić w łodzi tego, co chcemy. Jeśli cały ładunek z jej ładowni zostanie zgromadzony w jednym miejscu, łódź zatonie. Jeśli marynarze porzucą swoje konkretne zadania, biedna mała łódź przepadnie. Posłuszeństwo jest konieczne, a ludzie i sprawy muszą być w wyznaczonym miejscu. Mój synu, od teraz bądź przekonany, że wyjście z łodzi oznacza śmierć. Ale aby być wewnątrz łodzi trzeba być uległym. Niezbędna jest głęboka pokora. Trzeba oddać się, spalać się, stać się całopalną ofiarą.

Idźmy dalej. Cele, które wspólnie obieramy to świętość i apostolstwo. I aby to osiągnąć potrzebujemy przede wszystkim formacji. Dla naszej świętości — doktryny; dla apostolstwa — doktryny. Aby zdobyć doktrynę potrzebujemy czasu, w odpowiednim miejscu i w odpowiedni sposób. Nie oczekujmy nadzwyczajne oświecenia, których Bóg nie ma powodu, by nam ich udzielać, skoro daje już nam konkretne ludzkie środki: studia i pracę. Musisz się formować, musisz się uczyć. W ten sposób przygotujecie się do waszej obecnej i przyszłej świętości oraz do apostolstwa ludzi.

Może widzieliście kiedyś jak przygotowuje się zaczyn? Trzyma się go najpierw w odpowiedniej temperaturze, by potem zmieszać go z ciastem. Liczę na was jako na najpotężniejszy silnik napędzający pracę wszystkich. Nikt z was nie jest niepotrzebny. Wszyscy jesteście pełni skuteczności, wystarczy spełniać Normy, uczyć się, pracować i być posłusznym.

Nie znam się na materiałach radioaktywnych, a to co wiem, znam z gazet. Ale widziałem zdjęcia i dowiedziałem się, że jeśli trzeba, taki materiał umieszcza się bardzo głęboko pod ziemią, okrywa się go wielkimi płytami ołowiu i przechowuje się go w bunkrach o grubych betonowych ścianach. A jednak to wszystko wciąż działa. Kiedy trzeba wynosi się go stamtąd i używa, by leczyć nowotwory. Działa to na tysiąc cudownych sposobów z niezwykłą skutecznością. Podobnie jest z wami, moje dzieci, kiedy pracujecie w pracach wewnętrznych** lub w ośrodkach studiów Dzieła. Jesteście tym bardziej skuteczni, ponieważ macie Bożą skuteczność, gdy uświęcacie się przez swoje zaangażowanie, tak jak Chrystus, który ogołocił samego siebie10. My także ogołacamy siebie, pozornie tracimy naszą wolność, a jednak stajemy się najbardziej wolnymi pod słońcem, dzięki wolności dzieci Bożych11.

Stąd tak potrzebna jest formacja, byście mogli przekazywać doktrynę. Ona potrzebna jest także w poszukiwaniu waszej osobistej świętości. Formacja, której poświęcicie czas, odpowiednie miejsce i właściwe środki. Formujecie się z myślą o całej ludzkości, o wszystkich duszach. A kiedy wasi bracia pójdą wytyczać szlaki w nowych krajach, nie będą czuli się samotni, ponieważ wychodząc z tych murów, które wydają się być z kamienia, ale dzięki waszej świętości zbudowane są z miłości, będą czuli waszą bliskość. I wtedy nadejdzie chwila, by powiedzieć: Ite, docete omnes gentes12, idźcie i nauczajcie wszystkie narody: to jest właśnie apostolstwo doktryny, najpierw poprzez przykład waszej pracy zawodowej. Z jaką radością powiem wam kilka słów, gdy będziecie odchodzić…!

Dzieci mojej duszy! Wiecie, że Ojciec bardzo kocha wolność. Nie lubię nikogo zmuszać ani kiedy zmusza się dusze do czegoś. Żaden człowiek nie może odebrać innym wolności, którą Bóg nas obdarzył. A jeśli tak, to pomyślcie, czy mógłbym was do czegokolwiek zmuszać…? Wprost przeciwnie! Jestem obrońcą wolności każdego z was wewnątrz łodzi — wewnątrz łodzi i bez samolotu. Ale czas się nam kończy, a chciałbym powiedzieć wam jeszcze o wielu rzeczach.

Nasze Opus Dei ma naturę wybitnie świecką, ale potrzebni są też kapłani. Jeszcze do niedawna, mimo że kocham kapłaństwo całym sercem, cierpiałem**** za każdym razem, gdy któryś z waszych braci zostawał księdzem. Za to teraz, wręcz przeciwnie, sprawia mi to ogromną radość. Ale musi się to dziać bez przymusu, z pełną wolnością. Bóg nie ma nic przeciwko temu, że mój syn nie chce być księdzem. Poza tym, potrzeba wielu świeckich, świętych i uczonych. Dlatego też ci, którzy otrzymują wezwanie do kapłaństwa, do ostatniego dnia, do samej chwili święceń, mają całkowitą wolność. Stąd, gdy ktoś mówi: — Ojcze, jednak nie. Bardzo dobrze, mój synu. Niech cię Bóg błogosławi. Nie czuję najmniejszego żalu.

Potrzebujemy jednak wielu kapłanów, którzy gotowi są służyć jak niewolnicy swoim siostrom i braciom oraz tym pięknym powołaniom, jakimi są kapłani diecezjalni. Kapłani są potrzebni do pracy świętego Rafała i świętego Gabriela, do sakramentalnej opieki nad wszystkimi członkami Dzieła, do pomocy tym wielkim rzeszom Współpracowników, którzy, jeśli zostaną odpowiednio uformowani, będą o wiele bardziej skuteczni niż wszystkie znane pobożne stowarzyszenia. Ale bez kapłanów nie jest to możliwe.

Dzieło rozprzestrzenia się po świecie w cudowny sposób. Panie, jestem wręcz zakłopotany! Nie jest łatwe to zrozumieć. Nie pamiętam przypadku, w którym ci, którzy pracowali w jednym z Twoich dzieł, widzieli tu na ziemi tyle cudów, ile ja widzę: zarówno, jeśli chodzi o zasięg, liczbę czy jakość.

Potrzebujemy kapłanów przy zdobywaniu ludzi dla Chrystusa******, bo choć większością pracy zajmują się świeccy, to w pewnym momencie docierają do „muru sakramentalnego”. Cała ich praca uległaby spowolnieniu, gdyby musieli korzystać z posługi księży, którzy nie mają naszego ducha — jedni by go nie znali, a inni by go nie chcieli.

Potrzeba kapłanów także w rządzeniu Dziełem. Niewielu, ponieważ rządy lokalne znajdują się w ręku moich synów świeckich i tak samo dwie trzecie funkcji w Radzie Generalnej i w Komisjach Regionalnych. Pozostali, to doświadczeni księża, którzy znają na wylot naszą pracę na całym świecie. Nadejdzie czas, gdy wasi bracia, którzy rozpoczynają pracę apostolską w wielu miejscach, ponownie się zbiorą i utworzą zespoły zarządzające, które dzięki ich osobistej świętości i doświadczeniu będą dzielnie pełnić funkcje rządzenia.

Potrzeba kapłanów jako narzędzi jedności. Dlatego ksiądz musi dbać o to by nie tworzyć wokół siebie kółek wzajemnej adoracji. Musi oderwać się od dusz! Ja nie miałem nikogo, kto by mnie tego nauczył — nie miałem Ojca, jak wy. To Pan mi podpowiadał, jeszcze zanim dowiedziałem się czego Bóg ode mnie oczekuje, żebym unikał osobistych względów w duszpasterstwie. Radziłem ludziom, którzy pojawiali się w moim konfesjonale: idź do innego kapłana, ja ciebie dziś nie wyspowiadam. Robiłem to, aby się „przewietrzyli”, aby się do mnie nie przywiązali, aby nie korzystali z sakramentu z sympatii do kogoś, tylko z Bożego, nadprzyrodzonego powodu: z miłości do Boga.

Synu, nie myśl nigdy o sobie samym. Uciekaj od przepełnionego pychą myślenia, że - jak to mówią w moich stronach — jesteś „pępkiem świata”. Dopiero gdy nie będziesz pamiętał o sobie, wtedy będziesz działał dobrze. Nie możemy myśleć, że stoimy w centrum, a wszystko się wokół nas obraca. A najgorsze w tym jest to, że jeśli już coś ci się takiego przydarzy, to nie uwierzysz, gdy powiedzą ci, że jesteś pyszny. Tak to już jest: podczas gdy pokorny myśli, że jest pyszny, pyszałek jest przekonany, że jest pokorny.

Patrzę na was, moje dzieci... Co za radość! Gdy nadejdzie czas, będziecie nauczali waszych braci i siostry, że dzieci Boże w jego Opus Dei muszą być duszami kontemplacyjnymi pośród świata! Trzeba prowadzić nieustanne życie modlitwy, od rana do nocy i od nocy do rana. — Od nocy do rana, Ojcze? — Tak, synu, także podczas snu.

Podziwiasz, tak jak i ja, życie w milczeniu ludzi, którzy zamknęli się w starym klasztorze, ukryci w swoich celach; życiu pełnym pracy i modlitwy. Kiedy odwiedziłem kartuzów, byłem zbudowany i bardzo ich polubiłem. Rozumiem ich powołanie, ich oderwanie od świata i cieszę się razem z nimi, ale… w środku było mi bardzo smutno. Gdy tylko wróciłem na ulicę, mówię sobie: moja cela, to jest moja cela! Nasze życie jest tak samo kontemplacyjne jak ich. Bóg daje nam środki, aby nasza cela — nasze odosobnienie — znajdowała się pośród rzeczy tego świata, we wnętrzu naszego serca. I spędzamy cały dzień — jeśli zdobyliśmy naszą specyficzną formację — będąc w ciągłym dialogu z Panem Bogiem.

Chrystus, Maryja, Kościół: oto trzy miłości na całe życie. Maryja, twoja Matka — i może ci się wyrwało: moja Mama. Nic nie szkodzi, zwracaj się do Niej także w ten sposób — powiedz to ze świętym Józefem i twoim Aniołem Stróżem.

Naucz swoich braci, kontemplacji i spokoju. Nawet jeśli cały świat tonie, nawet jeśli wszystko jest stracone, nawet jeśli wszystko pęka…, my nie. Jeśli będziemy wierni, będziemy mieli siłę tego, kto jest pokorny, ponieważ żyje utożsamiony z Chrystusem. Dzieci, jesteśmy po stronie tego, co trwa wiecznie. Pozostałe sprawy przemijają. Nie mamy się czego bać!

— Ojcze, a jeśli zostanę postrzelony dwa razy? Jasny gwint! To nie nasza droga, ale łaskę męczeństwa przyjęlibyśmy jako czuły gest ze strony Boga. Nie tyle wobec nas, ile wobec naszej rodziny Opus Dei, ale by nie było dla nas powodem do pychy. Pewnie nie dostaniemy tej łaski — to dopuszcza Bóg bardzo rzadko, to nie nasza droga.

Bądźmy pogodni! Starajmy się by nie zabrakło nam poczucia odpowiedzialności. Jesteśmy ogniwami jednego łańcucha. Dlatego — każde z nas, dzieci Boże w Dziele, powinniśmy powiedzieć to z całego serca — pragnę, aby ogniwo, którym jestem nie pękło. Bo jeżeli ja pęknę, zdradzę Boga, Kościół Święty i moich braci. Zawsze cieszmy się mocą pozostałych ogniw. Jakże będę się cieszył, kiedy będą między nami ogniwa ze złota, inne ze srebra, z platyny, wyłożone drogimi kamieniami… I kiedy wyda mi się, że prawie już pękam, bo targają mną namiętności; gdy wydaje się, że jakieś ogniwo się kruszy — bądź spokojny! Pomagamy mu, by mógł podążać naprzód z większą miłością, z większym żalem, z większą pokorą.

Powiedz swoim braciom, że muszą być spokojni i pogodni, ale i odpowiedzialni w codziennym życiu, ponieważ nasze bohaterstwo tkwi w małych rzeczach. Szukamy świętości w zwykłej, codziennej pracy.

Powiedz im także, że muszą żyć miłością, która jest uczuciem. Deus Caritas est!13, Bóg jest miłością. Kochajcie waszych braci, a szczególnie kochajcie Dyrektorów, pomagając im upomnieniem braterskim. Macie wszystko czego potrzeba by mówić prawdę, nie raniąc nikogo i w sposób, który jest nadprzyrodzenie użyteczny. Pytasz: czy mogę zrobić takie, a takie upomnienie braterskie? Być może powiedzą ci, że nie trzeba, bo nie chodzi o coś obiektywnego, lub ponieważ ktoś inny już mu to powiedział, lub ponieważ nie ma wystarczających powodów, lub ponieważ coś jeszcze innego. Jeśli powiedzą ci, że tak, to upominasz jak najszybciej, w cztery oczy, ponieważ w Opus Dei nie ma miejsca na szemranie. To nie może mieć miejsca, nawet w jakiś pośredni sposób. Szemranie jest typowe dla ludzi, którzy boją się powiedzieć prawdę.

Jest takie powiedzenie: „kto prawdę mówi, ten przyjaciół traci”. W Opus Dei jest odwrotnie. Tutaj prawdę mówi się ze względu na troskę o drugiego, w cztery oczy. Dzięki temu czujemy się szczęśliwi i bezpieczni, bo nic nie czai się za plecami. Nie dopuszczaj nigdy nawet najdrobniejszego przejawu szemrania, tym bardziej jeśli dotyczy któregoś z Dyrektorów.

Dzieci, kochajcie wszystkie dusze. Opus Dei nie jest przeciwko nikomu, nie jest przeciwko niczemu. Nie możemy oczywiście iść ramię w ramię z błędem, ponieważ mogłoby to dać mu możliwość oparcia się na nas i szerzenia go; ale z ludźmi, którzy nawet się mylą, musimy próbować, poprzez przyjaźń, wyprowadzić ich z takiego błędu. Traktujmy ich z uczuciem, z radością.

Iterum dico: gaudete!14. Dzieci moje, bądźcie zawsze radośni. Mury tego domu pełne są inskrypcji z Pisma Świętego, które zachęcają do tego, żeby być radosnymi. Servite Domino in lætitia!15; służcie Panu z weselem. Jak sądzicie? Czy dziękuje się człowiekowi za niechętnie oddaną przysługę? Nie. Lepiej byłoby, żeby w ogóle się do tego nie zabierał. A my, czy będziemy służyć Bogu z grymasem na twarzy? Nie. Będziemy służyć Mu z radością, pomimo naszych słabości, które z łaską Bożą uda nam się przezwyciężyć.

Bądź posłusznym. Aby być posłusznym, trzeba słuchać tego, co nam się mówi. Gdybyście tylko mogli zobaczyć, jaka to strata rozkazywać dobrym duszom, które nie wiedzą, jak być posłusznym…! Być może będzie to urocza osoba, bardzo święta, ale nadchodzi czas, aby być posłusznym i… mówi: nie! Dlaczego? Ponieważ czasami są tacy, którzy mają niemal fizyczną wadę niesłuchania. Mają tak silną potrzebę, że słuchając myślą już o tym, jak zrobić to inaczej, jak być nieposłusznym. Nie, dzieci! Jeśli są jakieś inne możliwości, to się o nich mówi. Przedstawiamy sprawę jasno, a później bądźmy posłuszni, skłonni realizować z pełnym oddaniem pomysł inny niż nasz.

Posłuszni i obiektywni. Jak wy — którzy nie jesteście piechurami, ale kapitanami w armii Chrystusa i dlatego musicie obiektywnie raportować swoim przywódcom, co dzieje się w waszym sektorze — możecie raportować, jeśli nie jesteście obiektywni? Czy wiecie, co dzieje się z generałem, który otrzymuje trzydzieści, pięćdziesiąt, sto fałszywych raportów? Przegrywa bitwę. Chrystus nie przegrywa bitew, ale skuteczność naszej pracy jest utrudniona, a praca nie przynosi takich rezultatów, jakie powinna.

Moje dzieci, to prawie czterdzieści minut medytacji! Nie lubię przekraczać pułapu — skoro mówimy w kategoriach wojskowych — trzydziestu; a czterdziestu to już nigdy. Widzicie, ile rzeczy musicie przyswoić i żyć nimi, aby uczyć tego waszych braci. Wzbudźcie w sobie pragnienie, by się formować. A jeśli brakuje wam pragnień, radzę wam — starajcie się pragnąć, by posiadać pragnienia; to już jest coś… Pragnienia oddania, formowania się, świętości, bycia bardzo skutecznymi: teraz, później i zawsze.

Przypisy
1

Ps 43, 3.

2

Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi Mt 4, 19.

3

Ga 2, 20.

4

Mt 13, 36.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
5

Por. Rz 8, 21.

6

Por. J 8, 32.

7

Por. Mt 7, 21.

*

W poniższych akapitach św. Josemaría używa porównania „łodzi”, aby w rzeczywistości odnieść się do dwóch łodzi: Kościoła i Dzieła. Opuszczenie Kościoła oznacza narażenie własnego zbawienia na poważne niebezpieczeństwo, podczas gdy opuszczenie Dzieła nie, chyba że oznacza to również opuszczenie łodzi Kościoła lub świadome lekceważenie woli Bożej, znanej jako taka. W obu przypadkach zawsze jest czas na powrót do Chrystusa, jak mówi dalej (przyp. red.).

8

Liturgia Środy Popielcowej.

9

J 6, 44.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
**

„Prace wewnętrzne”: mowa tu o zadaniach związanych z zarządzaniem w Dziele (przyp. red.)

10

Por. Flp 2, 7.

11

Por. Rz 8, 21.

12

Mt 28, 19.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
***

„Cierpiał”: cierpiał – na początku – że opuszczają stan świecki, do którego zostali powołani przez Boga, aby uświęcić się w Opus Dei. Ale to „cierpienie” zostało zrekompensowane wielkim darem, jakim każdy nowy kapłan jest dla Kościoła, co jest kolejnym Bożym wezwaniem, jeszcze bardziej wzniosłym (przy. red.).

****

„Zdobywanie dusz”, w oryginale słowo „prozelityzm”: termin, który przez wieki był używany jako synonim chrystianizacji, ewangelizacji lub prowadzenia akcji misyjnej, ma dla św. Josemarii precyzyjne znaczenie, inspirowane Ewangelią i Tradycją Kościoła: zarażać i prowokować innych do pragnienia oddania się na służbę Jezusowi Chrystusowi (przy. red.).

Przypisy
13

1 J 4, 8.

14

Flp 4, 4.

15

Ps 100(99), 2.

Odniesienia do Pisma Świętego
Ten rozdział w innym języku